Percy
Obudził mnie dziwny szelest na dworze. Popatrzyłem na śpiącą Ann obok mnie w samej bieliźnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Jak dobrze być znów razem z nią- pomyślałem.
Ale nic nie trwa wiecznie. Wstałem z łóżka i wyszedłem na balkon w samych bokserkach. Siadłem wygodnie w fotelu. Na gałęzi tuż koło mojej głowy siadł ten sam, ten samiutki ptaszek co wczoraj, kiedy chciałem popełnić samobójstwo. Zawiał chłodniejszy wiatr. Z powrotem wszedłem do środka i założyłem jeansową koszulę, czerwone jeansy i skarpetki. Dla ogrzania wziąłem też koc. Wróciłem na swoje miejsce. Ptaszka już nie było. Owinąłem się kocem i do ręki wziąłem laptop. Zalogowałem się na facebook'a.
Willow była dostępna więc napisałem do niej:
-Hey :D
-Percy!!! Ty popaprańcu!! Jak śmiesz do mnie się odzywać po tym co zrobiłeś! Jak mogłeś przez 5 dni nie odezwać się ani do mnie ani do Toma? Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś okropny!! Ugh...
-Ej Willow spokojnie.. Więc tak ja też bardzo się cieszę że z tobą piszę. I tak żyje jeszcze. Choć mi się zdaje, że jak wrócę to już żyć nie będę. No i jeszcze jestem cały i zdrowy. Choć może nie do końca...
-Matko Percy czemu nie do końca?
-Eeemm... Jak by ci tu wytłumaczyć?
-Normalnie, a jak?
-Próbowałem się zabić.
-Co, jak, gdzie, kiedy?
-Więc tak zaczęło się od tego że Ann mi odmówiła, ale znów jesteśmy razem i no... rozumiesz?
-Średnio, ale to chyba przez matkę. Okey Za ile wracasz?
-Za... 3-4 dni
-Dobra... szkoda że tak długo...
-Willow ja muszę lecieć wiesz sprawy mam takie jedne nie wyjaśnione... Narka.
-Bay bay Percy
Wylogowałem się w odpowiedniej chwili, bo po paru sekundach na balkon weszła moja dziewczyna [w samej bieliźnie]. Uśmiechnąłem się do niej promiennie obnażając zęby. Ona lekko się zaśmiała. Położyłem laptop na stoliku. Odkryłem koc i pokazałem jej, żeby usiadła. Podeszła do mnie i usiadła na moich nogach twarzą do mnie. Delikatnie ją przykryłem kocem.
-Percy nawet nie wiesz jak się cieszę, że... że mnie uratowałeś- powiedziała speszona... Tak na prawdę to ja jej przecież nie uratowałem, hmm a może jednak tak? Ale nic nie odpowiedziałem i się jedynie uśmiechnąłem.
-Kocham Cię Ann, ale tak naprawdę... nawet nie wiesz jak cierpiałem kiedy nie mogłem ci tego powiedzieć i kiedy nie byłaś koło mnie.- he he ale ze mnie romeo.
-Też Cię kocham Glonomóżdżku.- zrobiła długą i denerwującą przerwę.- Persiu Twoje oczy są malachitowe.- Pewnie zrobiłem jedną z swoich dziwnych min które mówią że nie rozumiem co to znaczy, bo ona się zaśmiał.- są zielone chwilami, a chwilami niebiesko-morskie.
-Aaaa..
-Bbee wiesz?
-Już wiem.... he he Ann pewnie zabrzmię teraz nie zaraz jak małe dziecko, ale...
-No dajesz Persiu!..
-Przytulisz mnie?- to naprawdę zabrzmiało tak dziwnie czy mi się wydawało?
-Och Percy, a mogłabym odmówić?
-Raczej nie...- zwlekaliśmy tak z 15 minut.- Ej no weź przytul mnie wreszcie!- powiedziałem ale nawet się nie poruszyła.
Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. "Percy Jackson i świat w jego rękach." Zarąbisty tytuł na biografię. Delikatnie przytuliłem Ann oplatając ręce wokół jej talii i wtulając się w jej ramię. Ona przeczesywała palcami moje ciemne włosy. Spojrzałem w jej szare oczy. Nasze spojrzenia się spotkały, twarze zbliżały się niebezpiecznie szybko do siebie. Było tuż tuż od pocałunku, aż na balkon wtargnął Jackob. Momentalnie oparłem się o oparcie krzesła.
-A ty tu czego?- zapytałem- Jeszcze Ci się nie udało udawanie człowieka?
-Weź się zamknij Jackson przyszedłem tu po moją dziewczynę.
-Niedoczekanie coś ci przeliteruję, bo wydaje mi się, że jeszcze tego nie zrozumiałeś. A N N A B E T H J E S T M O J Ą D Z I E W C Z Y N Ą!- powiedziałem zawzięcie.
-Ej Percy jaką "Moją dziewczyną?" Ja jestem dziewczyną Jackoba- powiedziała Ann
Ooo teraz już kumam. Ten Jackob na nią tak dział! Z kieszeni wyciągnąłem mini pistolet, który po chwili zamienił się w hmmm normalny pistolet z kulami z niebiańskiego spiżu.
-Percy!- chyba Ann nie mogła uwierzyć w to co chciałem zrobić.
-On jest potworem do cholery!- powiedziałem wymierzając prosto w niego.-Jeśli jest człowiekiem nic mu się nie stanie, jeśli jest potworem to padnie, a jak herosem to... klops.- już miałem naciskać spust kiedy Annabeth wyrwała mi go.
-No chyba do mnie nie strzelisz skarbie?
-Przekonamy się deklu - powiedziałem opryskliwie.- Ann słonko dajesz mu kulkami po mordzie z 5 razy i będzie git malina- uśmiechnąłem się do niej promiennie- Co ci szkodzi?
-Ej ty Jackson nie wtrącaj się.- pokazałem mu język
Annabeth stała przed trudnym wyborem [Dla mnie nie. Z chęcią bym mu przyłożył]
Cisza głucha cisza trwająca dość długo nawet samochody nie jeździły. Po pięciu minutach rozległ się jeden... drugi... trzeci... czwarty i piąty strzał. Jackob padł na ziemię zmieniając swoją postać. Miałem racje był mantikorą. Wziąłem od Ann pistolet i dołożyłam mu jeszcze 10 kulek w głowę. Zawiał wiatr potwór rozpłynął się w zimnym powiewie. Annabeth podbiegła do mnie i przytuliła.
-Przepraszam Percy za wszystko -wyszeptała mi do ucha.
-Nie musisz przepraszać.- pocałowałem ją w czoło - to nie twoja wina.
Staliśmy przytulając się do siebie nadal na balkonie z 15 inut. Znów zawiał chłodniejszy wiat, a Ann przeszły ciarki.
-Może wejdziemy do środka i coś obejrzymy?-spytałem
-Możemy ale co?
-Wiesz myślałem, żebyśmy zrobili co nieco do puki nie wyjadę.
-Ty mój Glonomóżdżku czy nauczyłeś się czytać w myślach?
-Nie ja po prostu to wiem.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Czyli co?
-Chrzanić film wolę coś innego.- Wziąłem Ann na barana i położyłem delikatnie na łóżku.
Patrzyłam na nią Oh moją słodką kochaną Ann. Pogłaskałem jej policzek. Zaczęliśmy się całować. Z delikatnego pocałunku zrodził się w bardzo namiętny. Zmieniliśmy pozycję z leżącej na siedzącą.
-Annabeth- powiedziałem w przerwie na całowanie
-Tak- odpowiedziała rozpinając guziki mojej koszuli.
-Kocham cię.- powiedziałem włączając romantyczną muzykę.
-Ja ciebie też. Zawsze i wszędzie mój Aniele.- powiedziała.
"Zawsze i wszędzie mój Aniele"... Hmm bardziej mi pasuje Diabeł niż Anioł ale niech będzie.
Zniżyłem pocałunek do szyli. Zacząłem dobierać się do stanika Ann. Popatrzyłem znów w jej szare duże oczy w których zauważyłem łzy. Małe, słone krople tworzyły mokry ślad na jej policzkach. Wzięła rękę i je wytarła. Zauważyła moją zatroskaną minę. Wywróciła oczami i mnie pocałowała. Wow ona mnie jeszcze tak nigdy nie całowała. Oplotła ręce wokół mojej szyi i przewaliła na łóżko. Jakimś dziwnym nieznanym sposobem zdjąłem sobie spodnie. Choć serio nie wiem jak to zrobiłem. Zapowiadało się tak znakomicie do puki Nico nie wkroczył do pokoju bez pukania. On zawsze musi sobie znaleźć najmniej odpowiednią chwilę!.
-O bogowie... Sorry że wam przeszkodziłem w... w.. oj mniejsza z tym. Dostałem wiadomość od Niny, że przyjedzie jutro albo dzisiaj to już wam nie przeszkadzam i znikam.- powiedział i wyszedł. A co ja zrobiłem? Roześmiałem się tak że zaraziłem Ann.
-Wiesz co może przełożymy nasze plany na wieczór? Kiedy Nico będzie zajęty Niną?
-O co chodzi?
-Nie wiesz o tym? Oni ze sobą chodzą.
-He he nieźle.
Na dworze usłyszałem dziwny szelest. Podszedłem do okna . Moim oczom ukazała się biała limuzyna z kości? Z niej wyszła piękna brunetka- KALIPSO!
Willow była dostępna więc napisałem do niej:
-Hey :D
-Percy!!! Ty popaprańcu!! Jak śmiesz do mnie się odzywać po tym co zrobiłeś! Jak mogłeś przez 5 dni nie odezwać się ani do mnie ani do Toma? Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś okropny!! Ugh...
-Ej Willow spokojnie.. Więc tak ja też bardzo się cieszę że z tobą piszę. I tak żyje jeszcze. Choć mi się zdaje, że jak wrócę to już żyć nie będę. No i jeszcze jestem cały i zdrowy. Choć może nie do końca...
-Matko Percy czemu nie do końca?
-Eeemm... Jak by ci tu wytłumaczyć?
-Normalnie, a jak?
-Próbowałem się zabić.
-Co, jak, gdzie, kiedy?
-Więc tak zaczęło się od tego że Ann mi odmówiła, ale znów jesteśmy razem i no... rozumiesz?
-Średnio, ale to chyba przez matkę. Okey Za ile wracasz?
-Za... 3-4 dni
-Dobra... szkoda że tak długo...
-Willow ja muszę lecieć wiesz sprawy mam takie jedne nie wyjaśnione... Narka.
-Bay bay Percy
Wylogowałem się w odpowiedniej chwili, bo po paru sekundach na balkon weszła moja dziewczyna [w samej bieliźnie]. Uśmiechnąłem się do niej promiennie obnażając zęby. Ona lekko się zaśmiała. Położyłem laptop na stoliku. Odkryłem koc i pokazałem jej, żeby usiadła. Podeszła do mnie i usiadła na moich nogach twarzą do mnie. Delikatnie ją przykryłem kocem.
-Percy nawet nie wiesz jak się cieszę, że... że mnie uratowałeś- powiedziała speszona... Tak na prawdę to ja jej przecież nie uratowałem, hmm a może jednak tak? Ale nic nie odpowiedziałem i się jedynie uśmiechnąłem.
-Kocham Cię Ann, ale tak naprawdę... nawet nie wiesz jak cierpiałem kiedy nie mogłem ci tego powiedzieć i kiedy nie byłaś koło mnie.- he he ale ze mnie romeo.
-Też Cię kocham Glonomóżdżku.- zrobiła długą i denerwującą przerwę.- Persiu Twoje oczy są malachitowe.- Pewnie zrobiłem jedną z swoich dziwnych min które mówią że nie rozumiem co to znaczy, bo ona się zaśmiał.- są zielone chwilami, a chwilami niebiesko-morskie.
-Aaaa..
-Bbee wiesz?
-Już wiem.... he he Ann pewnie zabrzmię teraz nie zaraz jak małe dziecko, ale...
-No dajesz Persiu!..
-Przytulisz mnie?- to naprawdę zabrzmiało tak dziwnie czy mi się wydawało?
-Och Percy, a mogłabym odmówić?
-Raczej nie...- zwlekaliśmy tak z 15 minut.- Ej no weź przytul mnie wreszcie!- powiedziałem ale nawet się nie poruszyła.
Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. "Percy Jackson i świat w jego rękach." Zarąbisty tytuł na biografię. Delikatnie przytuliłem Ann oplatając ręce wokół jej talii i wtulając się w jej ramię. Ona przeczesywała palcami moje ciemne włosy. Spojrzałem w jej szare oczy. Nasze spojrzenia się spotkały, twarze zbliżały się niebezpiecznie szybko do siebie. Było tuż tuż od pocałunku, aż na balkon wtargnął Jackob. Momentalnie oparłem się o oparcie krzesła.
-A ty tu czego?- zapytałem- Jeszcze Ci się nie udało udawanie człowieka?
-Weź się zamknij Jackson przyszedłem tu po moją dziewczynę.
-Niedoczekanie coś ci przeliteruję, bo wydaje mi się, że jeszcze tego nie zrozumiałeś. A N N A B E T H J E S T M O J Ą D Z I E W C Z Y N Ą!- powiedziałem zawzięcie.
-Ej Percy jaką "Moją dziewczyną?" Ja jestem dziewczyną Jackoba- powiedziała Ann
Ooo teraz już kumam. Ten Jackob na nią tak dział! Z kieszeni wyciągnąłem mini pistolet, który po chwili zamienił się w hmmm normalny pistolet z kulami z niebiańskiego spiżu.
-Percy!- chyba Ann nie mogła uwierzyć w to co chciałem zrobić.
-On jest potworem do cholery!- powiedziałem wymierzając prosto w niego.-Jeśli jest człowiekiem nic mu się nie stanie, jeśli jest potworem to padnie, a jak herosem to... klops.- już miałem naciskać spust kiedy Annabeth wyrwała mi go.
-No chyba do mnie nie strzelisz skarbie?
-Przekonamy się deklu - powiedziałem opryskliwie.- Ann słonko dajesz mu kulkami po mordzie z 5 razy i będzie git malina- uśmiechnąłem się do niej promiennie- Co ci szkodzi?
-Ej ty Jackson nie wtrącaj się.- pokazałem mu język
Annabeth stała przed trudnym wyborem [Dla mnie nie. Z chęcią bym mu przyłożył]
Cisza głucha cisza trwająca dość długo nawet samochody nie jeździły. Po pięciu minutach rozległ się jeden... drugi... trzeci... czwarty i piąty strzał. Jackob padł na ziemię zmieniając swoją postać. Miałem racje był mantikorą. Wziąłem od Ann pistolet i dołożyłam mu jeszcze 10 kulek w głowę. Zawiał wiatr potwór rozpłynął się w zimnym powiewie. Annabeth podbiegła do mnie i przytuliła.
-Przepraszam Percy za wszystko -wyszeptała mi do ucha.
-Nie musisz przepraszać.- pocałowałem ją w czoło - to nie twoja wina.
Staliśmy przytulając się do siebie nadal na balkonie z 15 inut. Znów zawiał chłodniejszy wiat, a Ann przeszły ciarki.
-Może wejdziemy do środka i coś obejrzymy?-spytałem
-Możemy ale co?
-Wiesz myślałem, żebyśmy zrobili co nieco do puki nie wyjadę.
-Ty mój Glonomóżdżku czy nauczyłeś się czytać w myślach?
-Nie ja po prostu to wiem.- uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Czyli co?
-Chrzanić film wolę coś innego.- Wziąłem Ann na barana i położyłem delikatnie na łóżku.
Patrzyłam na nią Oh moją słodką kochaną Ann. Pogłaskałem jej policzek. Zaczęliśmy się całować. Z delikatnego pocałunku zrodził się w bardzo namiętny. Zmieniliśmy pozycję z leżącej na siedzącą.
-Annabeth- powiedziałem w przerwie na całowanie
-Tak- odpowiedziała rozpinając guziki mojej koszuli.
-Kocham cię.- powiedziałem włączając romantyczną muzykę.
-Ja ciebie też. Zawsze i wszędzie mój Aniele.- powiedziała.
"Zawsze i wszędzie mój Aniele"... Hmm bardziej mi pasuje Diabeł niż Anioł ale niech będzie.
Zniżyłem pocałunek do szyli. Zacząłem dobierać się do stanika Ann. Popatrzyłem znów w jej szare duże oczy w których zauważyłem łzy. Małe, słone krople tworzyły mokry ślad na jej policzkach. Wzięła rękę i je wytarła. Zauważyła moją zatroskaną minę. Wywróciła oczami i mnie pocałowała. Wow ona mnie jeszcze tak nigdy nie całowała. Oplotła ręce wokół mojej szyi i przewaliła na łóżko. Jakimś dziwnym nieznanym sposobem zdjąłem sobie spodnie. Choć serio nie wiem jak to zrobiłem. Zapowiadało się tak znakomicie do puki Nico nie wkroczył do pokoju bez pukania. On zawsze musi sobie znaleźć najmniej odpowiednią chwilę!.
-O bogowie... Sorry że wam przeszkodziłem w... w.. oj mniejsza z tym. Dostałem wiadomość od Niny, że przyjedzie jutro albo dzisiaj to już wam nie przeszkadzam i znikam.- powiedział i wyszedł. A co ja zrobiłem? Roześmiałem się tak że zaraziłem Ann.
-Wiesz co może przełożymy nasze plany na wieczór? Kiedy Nico będzie zajęty Niną?
-O co chodzi?
-Nie wiesz o tym? Oni ze sobą chodzą.
-He he nieźle.
Na dworze usłyszałem dziwny szelest. Podszedłem do okna . Moim oczom ukazała się biała limuzyna z kości? Z niej wyszła piękna brunetka- KALIPSO!
** ** ** **
Więc może się najpierw przedstawię. Nazywam się Angelica Chatrina Dark, ale raczej wszyscy zwracają się do mnie Angie. Moje życie jest normalne, pomimo tego że jestem herosem. Moim ojcem jest Hades, a matka nie żyje. Wychowywałam się do osiemnastki w "Domu Dla Osieroconych Herosów" inaczej DDOH. W szkole zawsze mnie wyzywali od takich i owakich nie zamierzam tego powtarzać było to dla mnie okropną torturą. Teraz chodzę do 3 liceum. Właśnie zaraz miałam się wybierać na zajęcia. Mieszkam w Chicago. Zmierzam właśnie teraz do szkoły. Przekroczyłam próg szkoły kiedy zadzwonił dzwonek. Zostawiłam książki i poszłam na pierwszą lekcję W-F.
Jak zwykle nauczycielka się spóźniała i to dość długo. Na salę wszedł Logan Dill przewodniczący samorządu i kapitan drużyny koszykarskiej. Każda dziewczyna się w nim kocha oprócz mnie, ale na moje nieszczęście on zawsze siada gada i robi wszystko żebym zwróciła na niego uwagę. Choć muszę przyznać że naprawdę jest ładny. I chyba też jest herosem, ale ciężko stwierdzić czyim dzieckiem. Spojrzał na mnie kiedy ja na niego i nasze spojrzenia się spotkały. Gwałtownie wciągnęłam powietrze. Odwróciłam wzrok. Czemu on tak na mnie dział kiedy na niego patrzę? A jak nie? Inaczej. Jestem skryta w sobie nie gadam z nikim tylko z Niną Rosaless. Tak tą Niną siostrą Percy'ego. Ale wracając do sprawy. Co go do mnie pociąga? Przecież jestem nikim? Nie jestem bogata, może trochę ładna, ale po za tym nic! No i mądra jak na córkę Hadesa choć w ogóle nie jestem mroczna jak Nico. Znów spojrzałam na Logana w jego oczach widziałam cień pożądania i chęć zdobycia czegoś, ale czego? Idzie.. on idzie w moją stronię! Odwróciłam głowę i wczytałam się w książkę.
-Hej...-zrobił ciszę.
-Nie udawaj, że nie znasz mojego imienia Dill.
-Sorry Angie, zapomniałem, że potrafisz to wyczuć. Reszta dziewczyn inaczej reaguję kiedy powiem i "cześć" albo "hej"
-Ja widocznie nie zaliczam się do reszty dziewczyn Dill.- spojrzałam na niego.
-Choć...- złapał mnie za rękę i wyprowadził z sali gimnastycznej.
-Gdzie?- zapytałam, ale nie odpowiedział- Czego chcesz ode mnie Dill?- przewrócił tylko oczami.
Wyszedł na korytarz. Przycisnął mnie do ściany.
-Nie wiem dlaczego tak na mnie działasz Dark. Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie pociągała mnie tak ja ty. W taki sposób. Chce cię nie cierpieć, ale nie mogę. Nie chce na ciebie patrzeć ale jakaś siła mnie ciągnie do ciebie. Coś ze mną nie tak. A ze mną zawsze jest wszystko dobrze. Przecież jestem synem Eola.- właśnie to mi umknęło.
-Jesteś synem Eola! Jej w końcu wiem dlaczego tak na mnie działasz!
-Ej zaraz ja to powiedziałem na głos?
-Tak Logan. Ja coś o tym wiem tylko, że ja jestem córką Hadesa.
-Ooo masz ci los.
-Co?
-Powiedziałaś po raz pierwszy od 3 lat do mnie Logan.
-Nie ekscytuj się tak- nadal mnie trzymał.- Dill puścisz mnie?
-Nie jeszcze nie.- powiedział. PO chwili nachylił się i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek. Splotłam ręce na jego szyi, a on swoje na mojej tali. Teraz pewnie pytacie się "Co ja robię?" Szczerze nie wiem! Nie chce go całować, ale coś mnie do tego zmusza. Choć muszę przyznać że całuje nieziemsko.
Przez drzwi główne do szkoły wkroczył Minotaur. Oderwałam się od Logana i pobiegłam w kierunku swojej szafki. Otworzyłam. Przetrzepałam ją w z dłuż i w szerz ale nic nie znalazłam.
-Cholera. Gdzie ten głupi bryloczek?- zapytałam sama siebie.
-Chodzi o ten? - za mną stał Logan trzymający mini miecz z niebiańskiego spiżu.
-Tak o dzięki bogom. Ojciec by mnie udusił to by była już 10 broń którą zgubiłam w ciągu tygodnia. - z szafki wyjęłam jeszcze sztylet.- Miecz czy sztylet?- zapytałam.
-Sztylet.- odpowiedział blondyn.
I wkroczyliśmy do akcji. Muszę przyznać że Logan nieźle walczy. I jak myślicie udało się czy nie? Jasne że tak tylko... opuściłam lekcję W-F'u.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak podobał się rozdział?
Pisany na biega ale ważne że w końcu jest.
Następny za tydzień ale nie wiem czy w sobotę czy w niedzielę.
Czekam na komentarze.
I zapraszam na swojego nowego bloga
Bardzo fajny *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne :)
I fajna nowa postać ;)
hahah nico jak zwykle rozpieprzył romantyczną chwilę ;D czy tylko ja myślę, że czasami powinien nie istnieć np. w takich chwilach xd czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńMroczna
Wreszcie sie doczekalam wiiii !!!! :D
OdpowiedzUsuńSuper.!! Czekam na nn.!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Paulaaa
Super długo nie pisałaś
OdpowiedzUsuńOj kochanie... taka fajna ta nowa postać, wiesz? xD
OdpowiedzUsuńHa ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha ha
Nie wtajemniczeni niech mi wybaczą za to, że konkretów nie piszę, ale Lucy wie o co cho.
Nico Zawsze Najlepszy :)
OdpowiedzUsuń